czytanka.net

Miedzianka. Historia znikania – Filip Springer [audiobook]

Do sięgnięcia po „Miedziankę” Filipa Springera zachęcało mnie kilka osób. „Po drodze” przeczytałam kilka innych książek autora, śledziłam również jego podróże po kraju w ramach projektu „Miasto Archipelag”.

W końcu, wybierając audiobook, włączyłam „Miedziankę”. Książka jest niezwykła. W wersji audio, z perspektywy kilku dni, wydaje się bajką opowiadaną na dobranoc. Ale, patrząc obiektywnie, to znakomicie napisana, opowiedziana bardzo rzetelnie historia miejsca, które dziś już nie istnieje. Choć to może też nie do końca trafne stwierdzenie, bo przecież wciąż żyją ludzie, którzy o najnowszej historii miasteczka mogą opowiedzieć i w ich relacji miejsce to wciąż budzi emocje. Inną sprawą jest, że czasami świadectwa bardzo się od siebie różnią i więcej w nich domysłów czy zasłyszanych plotek niż konkretnych faktów.

Nie wiem, jak by mi się tę opowieść czytało. Jest, owszem, niezwykle plastycznie skonstruowana, jednak również naszpikowana postaciami, faktami, datami. To robi wrażenie szczególnie, gdy mowa o tych najdalszych dziejach miasteczka, ale – czasami, zwłaszcza wieczorem, gdy koncentracja jest już mniejsza – sprawia, że odkładam książkę i czytanie się nieco rozciąga. Słuchanie było wspaniałym wyborem, bo porządkowanie dokumentów uprzyjemniłam sobie niezwykłą historią, wokół której chodziłam już tak długo. Jedyne, co wybijało z rytmu i przypominało, że to lektor, a nie ktoś siedzący tuż obok opowiada, były muzyczne przerywniki. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebne.

Wydana w serii reporterskiej „Miedzianka. Historia znikania” momentami nosi znamiona powieści i to w najlepszym tego stwierdzenia znaczeniu. Mnóstwo tu detali, przywoływania konkretnych scen z życia bohaterów i obecności bohaterów w ogóle: postaci, które – mimo upływającego czasu – powracają w retrospekcjach lub w nawiązaniu do jakichś ważnych wydarzeń. To jasne, że poszczególnych gestów czy samego przebiegu rozmów sprzed kilku stuleci można się jedynie domyślać. Jednak opisani ludzie to w tej książce charaktery z prawdziwego zdarzenia, a nie wydmuszki z zakurzonej kroniki. Literackość tego reportażu to jedna z jego niekwestionowanych zalet – nieprzesadzona, ale sprawiająca, że opowieść płynie, a czytelnik/słuchacz czuje się tak, jakby ktoś przedstawiał mu losy swojego rodzinnego miasteczka, malowniczego, ale i skrywającego tajemnicę.

Materiał, który udało się zebrać autorowi jest doprawdy imponujący. Sam w podziękowaniach wspomina osoby, dzięki którym docierał do kolejnych dokumentów, wspomnień i historii. Jednak i bez tego widać, że z pewnością odbył wiele rozmów, sięgał do archiwów i „żywych” opowieści, a później złożył wszystko to w całość tak, aby nie tylko przedstawić spójną historię miejsca i społeczności, ale również pokazać, jak trudne są losy pogranicza i jak wielki wpływ na ludzi ma polityka dziejąca się pozornie gdzieś bardzo daleko.

O ile plastyczność opowieści zrobiła na mnie duże wrażenie szczególnie na jej początku, o tyle później, w części dotyczącej okresu II wojny światowej i czasów powojennych, poruszyły mnie historie przesiedleń, zarówno tych, którzy z Miedzianki musieli wyjechać, jak i tych, którzy na nowo zasiedlali te ziemie. Zresztą, również oni, ostatecznie także przymusowo, musieli opuścić miasteczko. W internecie można znaleźć bogatą dokumentację fotograficzną tego miejsca, zarówno historyczną, jak i tę bliższą aktualnym datom. To świetne uzupełnienie lektury. A przy okazji można też trafić na sporo informacji, które szybko przeradzają się w konkretny plan podróży do Miedzianki. Może, gdy zrobi się cieplej, warto zobaczyć „miejsce, którego już nie ma”?