czytanka.net

Ziemia kłamstw – Anne B. Ragde

Saga rodziny Neshov zyskała ogromną popularność stosunkowo niedawno, biorąc pod uwagę, że pierwsze polskie wydanie pojawiło się bodaj w 2011 roku.

Wznowienie, w nowej szacie graficznej, w zasadzie zalało internet, w szczególności instagram. Fotografowano każdą z części, ale zaledwie niewielki procent zdjęć opatrzony był opinią. Dość kuriozalna, a jednocześnie bardzo charakterystyczna dla tego medium sytuacja: „Kupiłam/dostałam, nie mam czasu czytać, ale już nie mogę się doczekać, bo zbiera tyle dobrych opinii. A co wy sądzicie?” I przyznaję, mnie również zdarzają się czasami takie zdjęcia, ale w przypadku tej książki sytuacja powtarzała się masowo. Być może to tylko moje wrażenie, ponieważ byłam ciekawa treści i szczerze interesowało mnie, co to za historia. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że akcja promocyjna wydawnictwa była dość szeroko zakrojona.

Przed wyjazdem na krótki urlop potrzebowałam nowych ebooków i skusiłam na „Ziemię kłamstw”. Nie chciałam ryzykować, szczególnie po lekturze pierwszego tomu serii Eleny Ferrante – o „Genialnej przyjaciółce” i jej kontynuacji naczytałam się zachwytów, ale jakoś tak się stało, że kupiłam najpierw pierwszy tom. Podsumuję tę książkę pewnie innym razem, ale dość powiedzieć, że cieszyłam się, że nie skusiłam się na zakup całości, ponieważ początek historii mocno mnie rozczarował. To chyba rodzaj takiego ważnego doświadczenia, żeby zawsze brać poprawkę na recenzję, ochy i achy i absolutnie wystrzegać się kupowania kota w worku.

Ale, do rzeczy! Tym razem, zachowawczo, kupiłam tylko pierwszy tom, mimo że internety kusiły trylogią, a – jak okazało się niedługo po tym – również czwartym tomem w zapowiedzi. Zaskoczyła mnie ta powieść. Oczekiwałam chyba czegoś… większego, bardziej rozległego, spełnienia skojarzeń ze słowem saga. Tymczasem to dość kameralna opowieść o kilku osobach, ze sporą ilością retrospekcji, ale sama akcja rozgrywa się w ciągu kilku dni.

Atmosfera jest dość duszna, oparta na sekretach i pretensjach. I mnóstwo tu opisów zaniedbanych, starych, brudnych pomieszczeń, które mają chyba symbolizować stosunki panujące w rodzinie Neshov. Te opisy były tak sugestywne, że przesłaniały mi wplatane relacje ze wspaniałych norweskich przestrzeni, eleganckich mieszkań i sterylnie czystych gabinetów weterynaryjnych czy szpitalnych sal. Z pewnością to osobiste inklinacje, ale trudno mi było czytać wspomniane fragmenty płynnie.

Zarówno jeśli chodzi o samą akcję, rodzinną historię, bohaterów, mam bardzo mieszane uczucia. Książka jest, owszem, ciekawa, choć nie wciągająca; jest nawet dość mocny punkt – niektórzy mówią o nim, że jest szokujący, dla mnie był tylko potwierdzeniem przypuszczeń, które pojawiły się mniej więcej w połowie czytania. Wszystko to składa się na jakiś rodzaj rozczarowania, z pewnością wynikającego ze zbyt dużych oczekiwań, zbudowanych na relacjach znalezionych w internecie.

To nie jest zła powieść, nie jest też nudna, określiłabym ją chyba jako prostą historię z twistem. Może dopiero lektura całości przynosi efekt, o którym w ciągu kilku miesięcy tak entuzjastycznie piszą książkowi blogerzy. A może po prostu to nie jest literatura, która robi na mnie wrażenie. Nie mogę powiedzieć, żebym była specjalnie ciekawa dalszego ciągu. Na początku 2017 roku, gdy czytałam „Ósme życie”, również miałam w trakcie lektury mieszane uczucia, irytował mnie głównie wątek magicznego naparu czekoladowego, ale po skończeniu części pierwszej szybko sięgnęłam po kontynuację. W przypadku sagi Neshov raczej tak nie będzie.