czytanka.net

Hipotermia – Arnaldur Indridason

W powieściach kryminalnych rzadko chodzi o samobójstwo. I – nawet, jeżeli jest ono punktem wyjścia – akcja toczy się dalej, kolejne dni dochodzenia przynoszą pytania, poszlaki, dowody na czyjąś winę. Sięgając po kryminał, w którym jako powód śmierci wskazuje się na początku targnięcie się bohatera na własne życie, po prostu trzeba spodziewać się rozwoju akcji w tym kierunku. Nie czyni to akcji nudniejszą, może nawet wymaga od autora zaplanowania jej tak, aby część argumentów wskazywała na oba rozwiązania.

Przykładem takiej powieści jest „Hipotermia” – kolejna z serii historia autorstwa Arnaldura Indridasona z komisarzem Erlendurem w roli śledczego. Pod koniec 2016 roku była to najnowsza książka autora, jaka ukazała się w Polsce i pierwsza, po którą sięgnęłam. To bodaj najpopularniejszy aktualnie islandzki pisarz, z powodzeniem łączący kryminalne zagadki z opisem specyfiki charakteru odległej od wybrzeży Europy wyspy, która przeciętnemu Polakowi kojarzy się z surowym klimatem, gejzerami i wybuchem wulkanu, który kilka lat temu sparaliżował ruch lotniczy nad całym kontynentem. Islandia kojarzy się też z krainą bajkową, ze spokojem i atmosferą tajemniczości. Przez fakt położenia geograficznego nasuwa się też skojarzenie z północnymi, mroźnymi krajami skandynawskimi, a stąd już blisko do kryminalnych zagadek najwyższej próby.

I, o ile nazwiska szwedzkich czy norweskich pisarzy tworzą długie listy, nie przypominam sobie, aby twórczość islandzkich literatów była specjalnie popularna. Po lekturze „Hipotermii” domyślam się, że przynajmniej jeden z nich ma szansę zdobyć spore grono fanów.

Powieść niezaprzeczalnie ma swój klimat, specyficzny nastrój opowieści z innego kraju, dla Polaków przecież egzotycznego. Ludzkie charaktery przedstawione są solidnie, historie postaci wpleciono w ciąg wydarzeń. To dość kameralna opowieść,choć przedstawiono w niej kilka zazębionych ze sobą wątków. Ciśnie się na usta, że to studium samotności i radzenia sobie z traumą, ale moim zdaniem nie oddaje to ducha tej książki. Autor nie prowadzi z czytelnikiem żadnej psychologicznej gry, po prostu rzeczowo opisuje życie swoich bohaterów, niechronologicznie, nie odkrywając wszystkich kart od razu, wprowadza nas w niuanse relacji rodzinnych i społecznych stopniowo, bez dramatyzacji wydarzeń.

Rozwiązanie głównej zagadki w „Hipotermii” nie jest zaskakujące. Ale nie miałam w trakcie lektury takiego momentu, w którym stwierdziłam: ach, to na pewno ta osoba jest winna, całe dalsze czytanie na nic! Nawet przeczucie graniczące z pewnością nie odbiera przyjemności czytania, nie burzy tempa ani harmonii opowieści. Wątki poboczne, dotyczące przeszłości, przeplatają się płynnie ze współczesnymi, tworząc interesujące tło, które chwilami staje się pełnoprawną zagadką.

Przeżycia poszczególnych bohaterów odczarowują nieco oniryczne wyobrażenie o Islandii, a jednocześnie dobrze wpisują się w mroczny charakter opowieści o stracie, poszukiwaniu prawdy i przebaczenia. Z chęcią sięgnę po wcześniejsze książki autora. Ta nie była szokująca, ale naprawdę przejmująca. A przy tym interesująca, z dobrze poprowadzoną akcją i ciekawie przedstawionymi postaciami.

Jedyne rozczarowanie, jakie towarzyszyło czytaniu „Hipotermii” to fatalna edycja, doprawdy niespotykana liczba błędów w druku, zupełnie, jakby ktoś w wydawnictwie przez pomyłkę wysłał do drukarni wersję sprzed korekty.