czytanka.net

Skóra – Toni Morrison

O tym, że ta powieść została wydana, nawet nie wiedziałam. W ogóle nie miałam pojęcia o twórczości Toni Morrison, choć to laureatka literackiej Nagrody Nobla sprzed nieco ponad dwudziestu lat. Słyszałam o niej, ale nigdy nie zagłębiłam się w informacje o jej książkach. Dziś, po lekturze „Skóry”, wiem już, że z chęcią sięgnę po jej inne powieści.

Na tę niewielkich rozmiarów opowieść natknęłam się w bibliotece, na półce z nowościami. I może umknęłaby mi jednak, gdyby nie niezwykła okładka. Na okładce widnieje sylwetka czarnoskórej kobiety ubranej w śnieżnobiałą sukienkę, widać jej piękne ramiona i dolny fragment twarzy. Sukienka bez rękawów zlewa się z idealnie białym tłem. I to zestawienie jedynie dwóch kolorów robi piorunujące wrażenie. Przyznaję, że okładce przyglądałam się z przyjemnością za każdym razem, gdy sięgałam po lekturę. Z ciekawości sprawdziłam, jak wygląda oryginalne, amerykańskie wydanie. Tytuł brzmi inaczej: „God help the child”, a okładka to po prostu napis na czarnym tle. Dopiero wydanie określane jako wersja „vintage international” przedstawia na okładce kobietę w białej sukience, ale to ujęcie nie jest równie ładne, jak okładka wydania polskiego. Nie zdarza się to często, ale uważam, że polski tytuł i okładka bardziej trafiają w istotę tej powieści.

Nie znałam twórczości autorki poza kilkoma ogólnymi hasłami i tematami i właściwie ciężko powiedzieć, że miałam jakieś oczekiwania. Nauczyłam się już, że nie należy ich mieć, nawet wobec laureatów prestiżowych nagród. Gdyby nasz czytelniczy gust zawsze pokrywał się z wyborami zacnych kapituł, nie mielibyśmy przyjemności z błądzenia po literaturze i samodzielnego odkrywania tego, co zachwyca, chwyta za serce, zaskakuje językiem, historią, melodią opowieści.

Z Toni Morrison i piękną kobietą z okładki ruszyłam w nieznane. „Skóra” nie jest opowieścią chronologiczną, a może po prostu sporo tu wspomnień i retrospektyw, co jednak burzy czasowy porządek. Ale dzięki temu stopniowo, w trakcie lektury, dowiadujemy się o decydujących motywacjach poszczególnych bohaterów. Małe zdarzenia, poszczególne słowa, gesty sprawiają, że układanka komponuje się w całość, choć nie brakuje tu elementu cokolwiek nieracjonalnego, a może po prostu niemożliwego do zrozumienia, gdy sami nie znaleźliśmy się w konkretnej sytuacji.

Co zaskakujące, udało się autorce w tej niewielkiej powieści zmieścić kilka życiorysów. Zazębiają się, opowiadane są z naciskiem na emocje, które w dużej mierze decydują o tym, co spotyka poszczególne postaci. Najważniejszą z nich pozostaje oczywiście Sweetness, dziewczynka, a później kobieta z niezwykle czarną, wręcz granatowoczarną skórą, która - wykorzystując jedną prostą radę - z brzydkiego kaczątka zmienia się w absolutną, podziwianą gdziekolwiek się pojawi, piękność.

To książka chyba przede wszystkim o potrzebie bliskości i o próbie zrozumienia, w dużej mierze własnych decyzji. Ale też o akceptacji, odpowiedzialności za własne życie i konsekwencjach, które wymykają się spod naszej kontroli. Uważam, że to dobra historia, opowiedziana w sposób kameralny i interesujący. Myślę tak, pomimo że bardzo rozczarowało mnie jej zakończenie. Nie dlatego, że życie nie jest rodzajem baśni, chyba po prostu po ciągu budujących napięcie zdarzeń, spodziewałam się czegoś bardziej zaskakującego.

Po „Skórze”, jej nienachalnej fabule i ciekawej narracji, chętnie sięgnę po inne książki Toni Morrison, szczególnie po wielokrotnie od czasu tej lektury polecaną mi „Umiłowaną”.