czytanka.net

Osiedle marzeń – Wojciech Chmielarz

Po książki Wojciecha Chmielarza sięgnęłam stosunkowo późno, na rynku ukazywał się właśnie trzeci tom opowieści o komisarzu Mortce. Jeśli dobrze sobie przypominam, czytałam je nie po kolei, jak to często mi się zdarza z seriami kryminalnymi.

Przyznaję, byłam dość sceptyczna, muszę też przyznać, że w krótkim okresie przeczytałam wszystkie dostępne i zachęcona czekałam na ciąg dalszy.

Nie umniejszając polskim autorom kryminałów, Chmielarz po prostu bardzo sprawnie posługuje się językiem, a historie, które tworzy są w najlepszym tego słowa znaczeniu: proste. Nieprzekombinowane, niewydumane, bez nadętych czy sztucznych dialogów, w których po kolei każdy z bohaterów akurat postanawia opowiedzieć swoje życie, aby czytelnik mógł dowiedzieć się, jak, skąd i dlaczego.

Z perspektywy czasu same zagadki kryminalne i ich rozwiązania pamiętam jak przez mgłę, ale to nigdy nie było dla mnie najistotniejsze w tym gatunku. W kryminale historia powinna być pomysłowo skonstruowana, dedukcja umożliwiona w stopniu umiarkowanym, aby czytelnik nie okazał się szybszy i skuteczniejszy niż sam detektyw, a zbrodnia dobrze umotywowana i niedoskonała, aby dowody na winę konkretnej osoby nie musiały być wyjmowane z kapelusza, odnajdywane metodą prób i błędów lub naginane do potrzeb prowadzących śledztwo.

Po trzech tomach naturalnie oczekuje się kolejnego, szczególnie, gdy historia wydaje się otwarta. Ale po ponad roku oczekiwania, na księgarniane półki trafiła pierwsza odsłona nowej serii. „Wampir”, którego główny bohater jest kimś innym, to był wciąż sprawnie po polsku napisany kryminał, ale jednak zostawiał niedosyt. Jakby próba stworzenia nowego świata przedstawionego była podjęta nieco na siłę. „Wampir” nie wciągał, główny bohater [tym razem detektyw] właściwie na żadnym etapie opowieści nie wzbudzał sympatii, a pozostałe postaci były owszem, przemyślane, ale jakoś nie kleiły się między sobą. Ta książka to był taki odcinek serialu, którego scenariusz powstał w sezonie ogórkowym – niby o czymś, ale w sumie o czymś, co już było i wcześniej też niekoniecznie było porywające.

Dlatego kiedy w ręce wpadło mi „Osiedle marzeń”, ponownie podeszłam do autora bez przekonania – zupełnie jak na początku. Ale tutaj, na terenie działalności śledczej dobrze znanego już komisarza Jakuba Mortki – było jak dawniej: interesująco, wartko, momentami zaskakująco. Gdzieś w tle są niedokończone sprawy, długi wdzięczności, przeszłość, od której nie można uciec. A na pierwszym planie zagadka morderstwa do rozwikłania. Wszystko to się przeplata i uzupełnia. Jedne tropy prowadzą do drugich. Niewiadome do tego, co oczywiste lub głęboko skrywane. Psychologiczna rozgrywka między Mortką i warszawskim mafiosem chyba po raz pierwszy jest trudna do zrozumienia, jeżeli nie czytało się poprzednich części serii Chmielarza.

Akcja jest budowana powoli, śledztwo troszkę się nawet ślamazarzy, ale w końcu okazuje się, że to celowy zabieg, bo i „zmyłki” są w fabułę wpisane w sposób bardzo przemyślany. Ekipa jest już dobrze znana, ale im częściej się pojawiają postaci drugoplanowe, tym bardziej są charakterne. Aspirantka Suchocka to wciąż zagadka, która rozwinie się i z pewnością rozwiąże w kolejnej powieści. Aktualny szef, nowa dziewczyna, była żona, potencjalny ojczym synów Mortki – pojawiają się regularnie i nie można im zarzucić, że w dialogach marnują powietrze czy nabijają wierszówkę. To pełnoprawne postaci, które sprawiają, że akcja – nawet jeśli nie porusza się akurat znacząco naprzód – staje się wiarygodna i cały czas ciekawa. Wszystkie wątki jakoś spotykają się w życiu zawodowym Mortki, ale nie wydaje się to wątek wymuszony.

W „Osiedlu marzeń” - oprócz zbrodni przewodniej i prywatnych porachunków z przeszłością, jest jeszcze coś. Jest Dariusz Kochan i jego historia, która w tej odsłonie cyklu została poprowadzona po mistrzowsku. Gdy główne śledztwo nieco kulało, kolejne strony tekstu pochłaniałam chyba głównie z uwagi na Kochana, który do tej pory był postacią dość niesympatyczną, żeby nie powiedzieć odrażającą.

Może to przebłysk. I z Kochanem, i z Mortką. A może to po prostu powrót Chmielarza do formy po „Wampirze”. Klimat tej serii został utrzymany, jej poziom także, pozostaje oczywiście jeszcze kilka niewiadomych, wciąż nierozwiązanych spraw, co każe się spodziewać ciągu dalszego.

Kilka miesięcy temu czytałam wywiad z autorem, który dość kategorycznie mówił o tym, że chciałby już tę serię zamknąć, podsumować. Trochę szkoda, bo to niewątpliwie jedna z równiejszych i ciekawszych sag kryminalnych w młodej polskiej literaturze. Ale taka zapowiedź pozwala mieć nadzieję, że czeka nas kawał dobrej opowieści.